Loading

Lombok oraz wspinaczka na wulkan Rinjani

Lombok oraz wspinaczka na wulkan Rinjani

Opuszczamy Bali i udajemy się na Lombok. Muzułmańska wyspa jest bardzo zróżnicowana pod względem etnicznym i kulturowym. Zielone krajobrazy ustępują suchym terenom. Wulkan Rinjani wysoko góruje nad wyspą.

Mt. Rinjani

Mt. Rinjani najwyższa góra (wulkan) wyspy Lombok, widziany z wysp Gili

 

Co warto zobaczyć na Lomboku oprócz wysp Gili?

Spędzamy cudowne dni na rajskich wyspach Gili na północy od wybrzeży Lomboku a później meldujemy się na południu wyspy w Kucie (ale to nie ta sama co na Bali). Z poznanymi Czechami odkrywamy okoliczne tereny na motorze. Szerokie, puste plaże oraz kilku metrowe wysokie fale przyciąga serwerów nawet z Australii.

Kuta-Lombok a w oddali raj dla serferów

Kuta-Lombok a w oddali raj dla serferów 

 

Odwiedzamy wioskę Sade – tradycyjna wioskę ludu Sasaków, którzy tam mieszkając i pracują. Wioska nastawiona jest również na turystów. W wiosce Penujak wyrabiane są natomiast naczynia i dzbany z gliny metoda ręczna bez koła garncarskiego. Wchodzimy do poszczególnych domostw, gdzie następuje produkcja, wypalanie i wysyłka.

Wioska Sade, naczynia świeżo palone w cenach hurtowych

Wioska Penujak, naczynia świeżo palone w cenach hurtowych

Tradycyjne tkanie/przędzenie, Lombok

Tradycyjne tkanie/przędzenie, Lombok

 

Wspinaczka na wulkan Rinjani

Jednym z naszych marzeń, które chcieliśmy bardzo zrealizować podczas pobytu w Indonezji było wyjście na wulkan Rinjani. Cena wspinaczki niestety nie zachęcała i już myśleliśmy, że nic z tego nie będzie. Szczęście uśmiechnęło się do nas i na trasie przejazdu z wysp Gili do Kuty. Po godzinach pertraktacji z kierowcą udało nam się zejść o 40 % z ceny, o której czytaliśmy na różnych relacjach jeszcze z Polski.

Po kilku dniach w Kucie wyruszamy znów na północ w stronę wulkanu Rinjani. Oczywiście musimy się zatrzymać w agencji kierowcy, aby uregulować cześć płatności. Jesteśmy przekonani ze jest to prowizja dla niego. Ruszamy do Sengigi a potem kolejna przesiadka do jeepa i w miłym towarzystwie angielsko-chińskiej pary jedziemy do Senaru, bazy pod wulkanem Rinjani. Dostajemy przyzwoity pokój, ale z 2 mieszkańcami – ogromnymi pająkami. Rozprawiamy się z nimi szybciutko i mamy całe popołudnie na relaks. Idziemy spacerkiem do 2 wodospadów. Pierwszy z nich jest łatwo dostępny, do drugie dochodzimy przez las i rzekę. Krople wody unoszą się tak daleko ze ciężko zrobić zdjęcie. Łukasz nie może się opanować i podchodzi blisko. Upada do wody wraz ze sprzętem. Trochę wygląda to groźnie, ale na szczecie nic się nie dzieje z aparatami, no i oczywiście z nim :).

wulkan Rinjani

Wodospady niedaleko miejscowości Senaru, baza wypadowa na Rinjani

Wieczorem mamy spotkanie z przewodnikiem, który omawia nam trasę trekkingu. Trochę jesteśmy zdziwieni, bo okazuje się że mamy spędzić 2 noce w górach a byliśmy przekonani ze 2 noce to są wraz z pobytem w Senaru. Oczywiście nam się to podoba, czyli cena, która zapłaciliśmy była bardzo korzystna.

Z dwójka Francuzów wyjeżdżamy ciężarówka w stronę Sembulan, z którego rozpoczynamy nasze wyjście. Trasa z Sembulan jest dogodniejsza, gdyż już na drugi dzień nad ranem wychodzi się na szczyt Rinjani, co jest najtrudniejsza częścią tej wspinaczki. Sembulan jest na wysokości 1000 m.n.p. Przez zielone wzgórza wspinamy się coraz wyżej. Nasi porterzy – tragarze, którzy na swoich ramiona dźwigają w koszach bambusowych po 30 kg sprzętu i jedzenia pędzą na górę jak kozice ale w klapeczkach. My jesteśmy bardzo zmęczeni upałem i wysokością a oni pokonują trasę dwa razy szybciej. W południe oczywiście jest nam serwowany obiad. Zupa z proszku gotowana na ogniu i ananas.

wulkan Rinjani

Początek 9 godzinnego trekkingu do obozu noclegowego zlokalizowanego na wys. 2600 m. npm, Mt. Rinjani

wulkan Rinjani

Posiłek na świeżym powietrzu

Po ciężkim podejściu, gdzie każdy krok to kolejne wyzwanie, jesteśmy na krawędzi krateru – 2600 m.n.p.m. Obóz z namiotów szybko powstaje. Poznajemy Francuzów, Anglików, Niemców, którzy również z nami będą zdobywać szczyt. Niestety temperatura spada do 10 stopni i wieje. Zmarznięci oglądamy zachód słońca, popijając gorąca herbatę i uciekamy do namiotu na krótki sen.

wulkan Rinjani

Miejsce obozu noclegowego na wys. 2600 m. n.p.m

Po nieprzespanej nocy wyruszamy o 3 rano na szczyt. Jest zimno. Bardzo powoli pniemy się do góry. Trasa to wąska, śliska, żwirowa droga. Musimy napinać ostro mięśnie aby się nie poślizgnąć. Po godzinie mamy dość. Po dwóch godzinach jest tak zimno i wieje przeraźliwie lodowaty wiatr ze chce się wracać. Ostatnia godzina to podejście. Pochyła na 75 stopni ściana, gdzie trasa to żwirowisko. Jeden krok i dwa zjeżdżasz w dół. Ja wychodzę na czworakach. Łukasz już płacze. Ostatnie metry to już mordęga. Ale nareszcie się udaje. Stajemy na Rinjani (3726 m.n.p.m). Słońce powoli wstaje. Szkoda że nadal jest bardzo zimno.
Aparaty idą w ruch a widoki zapierają dech w piersiach. Widzimy w dole kolejny krater wulkanu oraz sąsiednie wyspy. Przestrzeń jest ogromna. Zejście ze szczytu to tylko zjazd. Stopy zapadają się całkowicie w żwirze. Jesteśmy bardzo zadowoleni że się nam udało.

wulkan Rinjani

Wulkaniczne podłoże nie ułatwia wchodzenia.

wulkan Rinjani

Wschód słońca Mt. Rinjani 3726m n.p.m

wulkan Rinjani

wulkan Rinjani

Po śniadaniu kolejny etap to zejście do krateru gdzie znajduje się piękne turkusowe jezioro i inny aktywny, idealnie stożkowy wulkan, który widzieliśmy ze szczytu. Zejście nie należy do łatwych. Stroma trasa wije się na ścianach krateru. Po 3 godzinach wreszcie wykończeni jesteśmy na dole. Kąpiemy się w gorących źródłach siarkowych, które całkowicie odbierają nam już siły. A tu jeszcze kolejny raz wyjście na ścianę krateru tylko z drugiej strony. Wspinamy się 500 metrów pionowo do góry na krawędź krateru na wysokość 2600 m.n.p.m. Ostatni raz widzimy jezioro i wulkan Rinjani, na który z niedowierzaniem patrzymy że udało nam się go zdobyć. Nocleg mamy w obozie 200 m poniżej krawędzi krateru. Noc również nie należy do udanych, bo trafiliśmy na taki polski halny i namiot prawie nam odleciał. W środku mieliśmy przez to małą burzę piaskowa.

wulkan Rinjani

Miejsce drugiego obozu noclegowego.

Z samego rana nadal wieje. Szybko uciekamy z obozowiska. Zejście zajmuje nam 4,5 godzinny. Nie mamy już sił. Każdy mięsień nas boli. W Senaru musimy czekać na transport do Mataram, gdzie planujemy nocleg aby następnego dnia jechać do Ubud. Taka wersja nas zbytnio nie satysfakcjonuje, bo tracimy 2 dni zanim pojawimy się na Jawie. Udaje nam się zmienić bilety na nocny autobus z Mataramu do Katepangu na Jawie. Podróż trwa ponad 12 godz 2 promami i autobusem.

Dzięki temu jesteśmy szybko na Jawie, gdzie kolejne niesamowite wulkany jak: Kavah Ijen, Bromo czekają na nas.

 

Podobał Ci się wpis? Dołącz do Nas na Facebooku, gdzie znajdziesz bieżące relacje i zdjęcia. Jesteśmy bardzo ciekawi co myślisz. Będzie nam bardzo miło jeżeli klikniesz „lubię to”, zostawisz komentarz lub prześlesz post w świat.
Zapraszamy Byle-na-chwile 🙂

ZOSTAW KOMENTARZ