Górnicy z Kawah Ijen
Obrazy koszy pełnych siarki w złotym kolorze, dźwiganych przez mężczyzn z wnętrza wulkanu bardzo utkwiły nam w pamięci jeszcze przed naszym wyjazdem do Indonezji. Wiedzieliśmy, iż spotkanie z górnikami z Kavah Ijen będzie dla nas jednym z ważniejszych spotkań podczas tego wyjazdu.
Po nocnym przejeździe przez Bali nad ranem jesteśmy już na Jawie na terminalu w Ketapang. Bierzemy bemo do hotelu (najtańszy na naszej trasie) gdzie zatrzymali się nasi znajomi. Na szczęście wiedzieliśmy ile już powinniśmy zapłacić za przejazd. W hotelu spotykamy Alicje i Andrzeja – Los Wiaheros, z którymi mieliśmy się już zobaczyć pierwszego dnia naszej podróży w Jakarcie. Długo rozmawiamy o naszych przygodach oraz ich już rocznej podróży dookoła świata. Bardzo cieszymy się z tego spotkania. Całe popołudnie kombinujemy jak tu najtaniej dostać się pod wulkan Kawah Ijen. Trochę szczęścia i dobijamy targu. Targować się to my lubimy.
Wyjeżdżamy z hostelu 4.30. Jeep i my. Po chwili za oknem robi się bardzo deszczowo, wycieraczki nie nadążają a Łukasz tez chyba po cichu płacze, czekał na to miejsce całe 3 tyg. Po 45 min. dojeżdżamy na miejsce. Rzęsisty deszcz zmusza nas by kupić pelerynki! Nasze ubranie nie wytrzymuje takiej ilości wody.
Po 30 minutowym spacerze docieramy do miejsca, z którego wyruszają robotnicy, aby wydobywać z krateru złogi siarki.
Górnicy z Kavah Ijen
Czekamy pod strzechą następną godzinę modląc się o kapkę słońca, przy okazji obserwujemy w jakich warunkach żyją górnicy z Kawah Ijen. Większość z nich zostawia swoje rodziny w wioskach i przyjeżdża z różnych stron wyspy, aby zarobić.
Pomimo gęstej mgły i lekko padającego deszczu wyruszamy w stronę krateru. Jakieś 100m od krawędzi pokazuje się piękne błękitne niebo a my jak małe dzieci cieszymy się skacząc do góry! Opłacało się nie rezygnować z wyjścia.
Oczywiście biegiem schodzimy do kaldery wulkanu (20min) mijając robotników, którzy na swoich barkach dźwigają 80-90 kg kosze wypełnione siarką. Większość w japonkach przemierza trasę 2-3 razy dziennie. Za kilogram tego kruszcu otrzymują 600 Rupi- woda mineralna kosztuje 3000. Trasa ich morderczej wędrówki to ok. 3km raz pod górę raz w dół. My nad jeziorem znajdujący się wewnątrz wulkanu spędzamy ok. 30 min. Na więcej nie pozwala nam szczypiące w oczy i drażniące błony śluzowe opary siarki! Nie pomagają maseczki i dodatkowo zakryte twarze. Po powrocie do Polski, Łukasz nadal kaszle po pobycie w tym miejscu.
Należy też wspomnieć o jeziorze którego zawartość kwasu siarkowego jest tak wysoka, że kontakt ludzkiej skóry z „wodą” natychmiast kończy się poparzeniem. W przeszłości jeden z turystów francuskich uległ wypadkowi i wpadł do jeziora- poniósł śmierć na miejscu. Szkoda że tej świadomości nie mieliśmy skacząc po kamieniach znajdujących się w jeziorze, aby zająć jak najlepsze miejsce do zrobienia sobie „sweet foci”…
Kawah Ijen zrobiło na nas niesamowite wrażenie, mordercza praca w nieludzkich warunkach za śmieszne pieniądze!
Więcej wpisów o naszej podróży po Indonezji znajdziecie TUTAJ
Podobał Ci się wpis? Dołącz do Nas na Facebooku, gdzie znajdziesz bieżące relacje i zdjęcia. Jesteśmy bardzo ciekawi co myślisz. Będzie nam bardzo miło jeżeli klikniesz „lubię to”, zostawisz komentarz lub prześlesz post w świat.
Zapraszamy Byle-na-chwile 🙂